Spałem od północy do 4. Kilka razy budził mnie deszcz, aż w końcu ok. 6 rozpadało się na całego. Przenieśliśmy się w pośpiechu pod wiatę zamkniętej jeszcze, pobliskiej restauracji. O 7 zjedliśmy śniadanie. Co to była za uczta. Puree z cebulką z puszki i kanapka ze smalcem. Na kawę niestety nie wystarczyło wody.
|
Posiłek w Viareggio. |
Swoją drogą woda we Włoszech jest bardzo tania - 17 centów za butelkę 2l. Chleb, wbrew ostrzeżeniom, też nie jest drogi - za 1kg płaciłem 1 Euro. Wyruszamy przed 9 w kierunku Pizy. Wciąż leje. Po drodze Paweł łapie gumę i to w tylnym kole. A czas goni.
|
Łatamy dętkę. |
W końcu docieramy do Pizy. Campo dei Miracoli (Pole cudów) wygląda zjawiskowo.
|
Campo dei Miracoli (Pole cudów). |
|
Krzywa Wieża w Pizie. |
Robimy sobie kilka standardowych fotek z krzywą wieżą w tle i... okazuje się, że czasu zostaje nam niewiele na dalszą jazdę. Licznik wskazuje, że tego dnia przejechaliśmy dopiero 30km! Postanawiamy, że trzeba "trochę" podjechać pociągiem. Bilet z Pizy do Grosseto (ok. 150km) kosztuje nas 15,6E (12,1E osoba + 3,5E rower). Jedziemy. Nagle coś mnie natchnęło - nie skasowaliśmy biletu! (we włoskich pociągach bilety kasuje się przed wejściem do pociągu) Po przejściu ok. 50 wagonów (!!!), w końcu dotarliśmy do Pani konduktor. Obyło się bez kary. Kąpiel w pociągu (trzeba korzystać z okazji), szybki posiłek i zajeżdżamy do Grosseto. Może tu będzie słońce.
|
Grosseto. |
Nadal pada. Jest już 17, pora szukać noclegu. Zajeżdżamy do Istia d'Ombrone. Nocleg... pod mostem, z kaczkami, które non stop kwaczą i wskakują do wody! Wokół mokro, brudno i błotniście - słońce wróć do nas! W końcu jesteśmy we Włoszech, prawda?
|
Most w Istia d'Ombrone. |
Tego dnia przyszedł na mnie kryzys. Miałem ochotę wracać do domu. Niewyleczona do końca choroba ciągnęła się za mną i jeszcze te warunki. Koszmar, a przed nami jeszcze 5-6 dni jazdy.